wtorek, 15 stycznia 2013

Debiut recenzenta - ATTENBERG


Z dumą przedstawiamy pierwszą recenzję napisaną specjalnie
z myślą o naszym Dwójkowym Blogu Filmowym.



„Attenberg”- Ciało i duch


Kino greckie, wcześniej mało znane i rzadko pokazywane w Polsce, w ostatnim czasie obudziło zainteresowanie kinomanów. Najpierw na ekranach pojawił się kontrowersyjny „Kieł” Giorgosa Lanthimosa , potem w tym samym roku film Athiny Rachel Tsangari, „Attenberg” został przychylnie przyjęty na festiwalu Nowe Horyzonty. Czym zaskoczyła widzów kinematografia znad Morza Śródziemnego?

Świat w „Attenbergu” oglądamy z perspektywy Mariny, młodej dziewczyny, która nie może odnaleźć się w otaczającej ją rzeczywistości. Dni upływają jej na opiekowaniu się chorym ojcem i spotkaniach z jej jedyną przyjaciółką, Bellą. Przyglądamy się jej dojrzewaniu, zarówno w sensie emocjonalnym, jak i seksualnym. Tsangari nie boi się ukazywać nagości, a nawet skupia się na pokazywaniu ciała- w filmie wielokrotnie uświadczymy ujęcia nagich kolan, łydek czy piersi bohaterek. Nie są one jednak użyte w kontekście seksualnym. Nawet próby pocałunku między dziewczynami z pierwszej sceny filmu bardziej przywodzą na myśl dziecięce eksperymenty, niż zmysłowe doznania. Dodając również humor, reżyserka poprzez wprowadzenie tego rodzaju scen buduje poczucie intymności z bohaterami, zbliżając nas do nich i pokazując z najbardziej „ludzkiej” strony. Co ciekawe, zabiegi te są tutaj podstawowym sposobem budowania psychologii postaci- sposób, w jaki Marina je, to jak chodzi i przeżywa pierwsze doświadczenia seksualne może nam o niej powiedzieć o wiele więcej, niż dialogi. Bardzo dobrze dopasowana jest do tego również gra aktorska- oszczędna, spokojna, bez przesadnej ekspresji.

Źródło ilustracji: http://www.filmweb.pl

Z tym specyficznym językiem filmowym wiąże się również sam tytuł filmu. „Attenberg” to złe wymówienie przez Bellę nazwiska uwielbianego przez Marinę twórcy filmów przyrodniczych- sir Davida Attenborough. Może to wskazywać na nieco dokumentalny charakter samego filmu, który zdaje się „podglądać” postaci w wytworzonych sytuacjach, skupiając się na zewnętrzności świata, ale rodzi również inne skojarzenia. Ponieważ „Attenberg” to pojęcie wytworzone przez same bohaterki, może to wskazywać na oderwanie ich od świata zewnętrznego- film pokazuje w końcu ich własną rzeczywistość, a nie tą, do której przyzwyczajeni jesteśmy na co dzień.

Można wiele napisać również o związku danego filmu z „Kłem”. Po pierwsze, Tsangari jest producentką dzieła Lanthimosa, a on sam występuje w „Attenbergu” jako aktor, grając pierwszą miłość Mariny. Podobieństwa możemy jednak zauważyć również w treści: oba filmy pokazują jednostki żyjące poza społeczeństwem, w jakiś sposób zdominowane i przestraszone światem zewnętrznym. „Kieł” jest jednak bez wątpienia bardziej dosadny w środkach- nie pozostawia widzowi żadnych złudzeń, kreuje świat zupełnie abstrakcyjny i przerażający, nie dając nam praktyczne żadnych pozytywów. Tsangari idzie w innym kierunku- jeżeli widz może pogodzić się z naturalistycznym przedstawieniem życia bohaterek, obraz nie wywołuje szoku, staje się łagodniejszy w odbiorze, nie tracąc również przy tym na wartości artystycznej.

Chociaż na początku widz może czuć się przytłoczony odwagą reżyserki, jeśli zaakceptuje zasady rządzące tym specyficznym światem, odkryje tu wzruszającą opowieść o trudnościach związanych z dojrzewaniem i akceptacją otaczającego świata. Skupiając się na cielesności reżyserka paradoksalnie pozwala nam tym samym zajrzeć w głąb bohaterów- ciało i dusza są tutaj nierozerwalnie związane. I chociaż stylizacja na beznamiętny film przyrodniczy gra tutaj ważną rolę, w dziele Tsangari czuć emocje i trudno przejść obok niego obojętnie- czym niewiele dramatów obyczajów ostatnich czasów może się pochwalić.

Maciej Bogdański, 3a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz