środa, 12 czerwca 2013

Wielki [?] Gatsby - recenzja z filmu



Wielki [?] Gatsby


Film „Wielki Gatsby” otworzył tegoroczny festiwal w Cannes. Od tego czasu zbiera skrajne recenzje. Jedni go odrzucają i mocno krytykują, inni są zachwyceni i oczarowani. Czy „Wielki Gatsby” rzeczywiście jest wielki?

 Adaptacja powieści Francisa Scotta Fitzgeralda, która jest jednym z największych dzieł XX-wiecznej literatury amerykańskiej. Narratorem jest Nick Carraway (Tobey Maguire, kojarzony najczęściej ze swoją tytułową rolą w „Spidermanie”), który opisuje całą historię w ramach terapii antydepresyjnej. Cofa się on, do lat swej młodości. Nowy Jork, lata 20. ubiegłego wieku, czasy jazzu oraz prohibicji. Nick, po nieudanej próbie zostania pisarzem, przyjeżdża do miasta, by spróbować swych sił i szczęścia na Wall Street. Wynajmuje skromny domek na Long Island, niedaleko willi swej kuzynki Daisy (Carrey Muligan) i jej męża Toma Buchnana (Joel Edgerton). U nich spotyka golfistkę Jordan (Elisabeth Debicki), która opowiada mu o niezwykle tajemniczym milionerze Jay’u Gatsbym (Leonardo DiCaprio). Kiedy niedługo potem Nick otrzymuje zaproszenie na jedną z uczt u bogacza, na którą przybywa cała „śmietanka” Nowego Jorku, jego życie nie będzie już takie samo jak przedtem. Okazuje się, że Jay i Daisy przed laty byli kochankami, a bezgraniczna miłość Gatsbiego przetrwała lata rozłąki, sprawiając, że chce on odzyskać ukochaną. Od tej pory młody Carraway staje się świadkiem melodramatycznej historii, rozgrywającej się miedzy tym dwojgiem, a jako przyjaciel Jay’a poznaje także jego tajemniczą przeszłość.


źródło ilustracji: filmweb.pl


Reżyser Baz Lurhmann, spod którego ręki wychodziły już takie filmy jak: „Romeo i Julia” z 1996 roku, „Mulin Rouge”, czy „Australia”, podjął się nie lada wyzwania. „The Great Gatsby” zagościł już wcześniej na wielkim ekranie (w 1974 roku). Wtedy wyreżyserował go Jack Clayton i ta adaptacja powieści Fitzgeralda uznana była i jest za bardzo dobrą. Luhrmann natomiast postanowił nieco „uaktualnić” tą historię, a jest wprawiony w tego typu zabiegach. Wcześniej pokazał to w „Romeo i Julii”, kiedy dramat Szekspira przeniósł w czasy współczesne, z samochodami, wieżowcami i gangsterami w tle, co początkowo szokowało odbiorców, ale później bardzo się im spodobało. Natomiast „Wielki Gatsby”, moim zdaniem, wydaje się być nieudaną próbą „uwspółcześnienia” tekstu literackiego.

W tle nieco nudnej historii, mamy garstkę motywów oddających klimat lat 20. i 30. Takich jak stroje, elementy scenografii i 3 minuty utworu na trąbce. Więcej nie słychać jazzowej muzyki, którą oddychały lata 20. W zamian za to mamy aranżacje utworów Jay’a Z i Beyoncé, które nijak się mają do XX-wiecznych realiów,  garniturów, czy retro samochodów.  Kolejne rozczarowanie to nienajlepsza grafika: niedopracowane rzuty komputerowe na przesycone bogactwem wille i ogrody, które w filmie bardziej przypominały makietę, czy disnejowskie produkcje.


źródło ilustracji: filmweb.pl


No i na koniec, to co właściwie najważniejsze: aktorzy. Grają oni poprawnie, jednak nie olśniewająco. To, co pokazali w „Wielkim…” przypomina trochę grę akademicką. Postaciom zabrakło charakteru, emocji i kolorytu. Tobey Maguire, mimo starań nie pokazał oscarowych umiejętności. Nie podołał zadaniu prowadzenia narracji filmu, a opowiedziana przez niego historia nie była intrygująca. Odtwórczyni roli Daisy -  Carrey Muligan, jedna z bardziej obiecujących, współczesnych aktorek, nie poradziła sobie dobrze, a raczej rozczarowała, jest sztuczna, plastikowa. Nie potrafiła do swej postaci tchnąć życia oraz ukazać jej „głębi” i emocji. Całość powinien wynagrodzić Wielki - Leonardo, o którym mówi się , że z filmu na film jest coraz lepszy. To już jego kolejna, po „Romeo i Julii” (gdzie DiCaprio zagrał tytułową rolę męską), współpraca z australijskim reżyserem - Luhrmannem. Trzeba przyznać, że w produkcji „The Great Gatsby” - Leo, w porównaniu z adaptacją szekspirowskiego dramatu, czy „Titanikiem”,  jest rzeczywiście bardziej świadomy i dojrzały aktorsko. Ale niestety nie szokuje i nie zachwyca.

Nie mogę powiedzieć, że „Wielki Gatsby” Luhrmanna to film całkowicie beznadziejny i bezwartościowy.  Urzekający w filmie jest wystrój wnętrz, dopracowany w każdym calu; tutaj ogromny ukłon w kierunku projektantów. Kolejny punkt, który przykuwa uwagę, to świetnie kostiumy, wspaniale dobrane, pełne finezji, wdzięku, doskonale nawiązujące do mody z lat 20., czy 30. Cały obraz „Wielkiego Gatsbiego” jest pełen kiczu, przepychu, szalonych przyjęć, morza alkoholu, willi z basenami. Część osób uznaje to za zamierzony zabieg reżysera, który w ten sposób chciał skrytykować konsumpcyjny styl życia i uświadomić nam, że życie płynie, wszystko przemija, a tak jak wtedy w XX wieku, tak i teraz człowieka, nawet bogatego, dopada samotność.



źródło ilustracji: filmweb.pl


Baz Luhrmann z „…Gatsbiego” bez wątpienia zrobił show. Jeśli to, w połączeniu z historią miłosną i „cukierkowością” widzowi wystarcza - będzie bardzo zadowolony, jeśli nie, z kina wyjdzie nieco zawiedziony. Uważam, że ten film warto zobaczyć, aby mieć swoje zdanie i skonfrontować własny odbiór z recenzjami krytyków, czy bloggerów. Choć ostrzegam, że nie jest to raczej produkcja, która nie pozwoli Wam spać po nocach.

                                                                                                  Wiktoria Michalak, 1a

wtorek, 11 czerwca 2013

W świecie Austen



,,W świecie Austen’’



Jako wierna fanka słynnej angielskiej pisarki Jane Austen, z radością odkryłam film ,,W świecie Austen’’ (w oryginale ,,Lost  in Austen’’).  Jest to brytyjska produkcja przenosząca akcent współczesności do XVIII wieku.  Amanda, główna bohaterka, to wielbicielka świata wykreowanego  w ,,Dumie u uprzedzeniu’’. Tamtejszy klimat, czyli elegancja i nieskazitelne maniery, dżentelmeni na każdym kroku oraz samo piękno krajobrazu – sprawiają, że dziewczyna zaczyna marzyć o życiu w dawnej epoce. Tęsknota za czasami, w których mężczyzna traktuje kobietę z najwyższym szacunkiem powoduje częste rozmarzenie dziewczyny. Pewnego razu słyszy dziwne dźwięki w swojej własnej łazience – w wannie stoi Elizabeth Bennet! To niemożliwe… A jednak, wizyta bohaterki ,,Dumy i uprzedzenia’’ powtarza się i tym razem oprócz zdumiewającej rozmowy skutek jest spotkania jest zdumiewający – Amanda ląduje w XVIII wieku!


Źródło ilustracji: janeaustensworld.wordpress.com



Wygląda na to, że fantazje postaci stają się prawdziwe. Dziewczyna poznaje swoich ukochanych bohaterów (a ,,ukochanych’’ nie jest tutaj słowem bez głębszego znaczenia – nastąpi trochę miłosnych zamieszań) i odkrywa dawny, cudowny świat. Czy jednak taki cudowny? Niezliczone perypetie Amandy, zamęt, który wprowadza i ogólny chaos wynikający z poplątania oryginalnej fabuły stawiają pytanie, czy te czasy były takie idealne… Szczerze przyznając, mimo całej mojej ciekawości wobec filmu, obawiałam się, że odbierze w pewien sposób magię powieści. Jeszcze przed obejrzeniem przeczytałam opinie, w których osoby gorąco protestowały przeciwko takiej profanacji filmu. Podobno zepsuty został klimat, atmosfera już nie ta, a nawet niektóre wątki są wręcz żałosne – nieśmieszne i prowadzące do wewnętrznego załamania się! Bo jak tak można zbezcześcić klasykę Jane Austen? Nie są to zbyt zachęcające recenzje, ale wewnętrzna przekora kazała mi zaryzykować. I cieszę się z tego niezmiernie!


Niektóre fragmenty, mówiąc kolokwialnie, rozłożyły mnie na łopatki. Śmiałam się dużo i często, a zazwyczaj na filmach jedynie uśmiecham z sympatią.  Nawiązanie do mokrej koszuli pana Darcy’ego (fani Jane Austen, którzy oglądali także ekranizacje jej powieści, będą wiedzieli, o co chodzi) było wręcz komiczne. Chociaż produkcja nie jest komedią, a melodramatem, bawi (przynajmniej mnie) niezmiernie. Nie brakuje także wzruszeń (jaka dziewczyna pozostanie obojętna wobec uroku pana Darcy’ego? W roli wystąpił znakomity Hugh Bonneville). W rolę głównej bohaterki wcieliła się Jemima Rooper. Chyba zazdrość nie pozwoliła mi pokochać roli, w którą się wcieliła. Amanda jest właściwie podobna do mnie (przede wszystkim – ta miłość do Austen!), ale w niektórych sytuacjach zachowałabym się zupełnie inaczej. Miałam wrażenie, że marnuje swoją szansę. Życie w XVIII wieku… Chociaż o tym nie marzę, cudownie byłoby na moment przenieść się do tamtej epoki. I chociaż polubiłam bohaterkę, to chyba za bardzo wczułam się w film i zazdrośnie patrzyłam na jej sytuację. Sądzę, że również wśród wrażliwszych ludzi wywoła emocje.


Źródło ilustracji: www.guardian.co.uk

Nie mam zastrzeżeń co do obsady. Moim zdaniem aktorzy zostali dobrani znakomicie. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj Alex Kingston, wcielająca się w rolę pani Bennet. Całkowicie odpowiadała moim wyobrażeniom. W dodatku Tom Riley grający Wickhama – byłam przekonana, że go nie polubię (ze względu na pierwotną treść ,,Dumy i uprzedzenia’’), a jednak aktor i szokująco zmieniony charakter bohatera całkowicie odmieniły moje emocje. Scenografia – doskonała! Idealnie dobrane stroje, wśród których wyróżniało się nowoczesne ubranie Amandy wywoływały komiczny kontrast. Sama sceneria idealnie oddawała klimat powieści (zaskoczyło mnie to zwłaszcza po wspomnianych już negatywnych opiniach). Także  muzyka Christiana Hensona dodawała niepowtarzalnego uroku.

Nie sądziłam, że będę pod takim wrażeniem filmu ,,Lost in Austen’’.  Chyba samo nazwisko angielskiej pisarki działa na mnie pozytywnie. Zachwyciła mnie powieść ,,Duma i uprzedzenie’’, jej liczne ekranizacje, a teraz jestem pod wrażeniem tej trochę zwariowanej wersji. Polecam ją, zwłaszcza miłośnikom Austen, ale nie tylko. Każdy z chociaż minimalną wiedzą na temat wspomnianej powieści i odrobiną poczucia humoru da się porwać tej ujmującej atmosferze.

                                                                                          Katarzyna Lembicz, 1a