Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oscar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oscar. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 listopada 2016

ANDRZEJ WAJDA 1926 – 2016


Aktorzy nazywali go przyjacielem , widzowie autorytetem a, także Mistrzem. 
Rozumiał i opisywał Polskę przez ponad 60 lat. 
Pozostawił po sobie 40 filmowych arcydzieł.

Źródło ilustracji: www.stopklatka.pl

Przyszedł na świat 6 marca 1926 roku w Suwałkach. Jego ojciec Jakub służył 
w Radomiu w Garnizonie 72 . Pułku Piechoty. Wybuchła wojna , a on wedle słów syna 
"poszedł walczyć i nigdy nie wrócił".  Wiemy , że zgiął w Charkowie, nieopodal Katynia. 
Syn uczcił pamięć swojego ojca wstrząsającym filmem "Katyń" z 2007 roku.

Źródło ilustracji: www.filmweb.pl

Wajda nieraz jako dziecko mówił, że marzy mu się służba w Korpusie Kadetów. 
Po wojnie wybrał jednak studia w krakowskiej ASP. Tam usłyszał po raz pierwszy 
o Władysławie Strzemińskim, o którym zrobił swój ostatni film "Powidoki", 
który ujrzymy w kinach na początku 2017 roku.  

Kadr z filmu "Powidoki". Źródło ilustracji: http://ewawojciechowska.pl/

Gdy  Martin Scorsese układał listę 24 najwybitniejszych filmów polskich 
w ramach cyklu "Masterpieces  of Polish Cinema" znalazło się aż pięć obrazów Wajdy : 

"Popiół i diament"
"Niewinni czarodzieje"
"Wesele"
"Ziemia obiecana"
 "Człowiek z żelaza".


 W 2000 roku otrzymał  w wieku 74 lat otrzymał  Oscara z rąk samej Jane Fondy .  

Źródło ilustracji: http://ewawojciechowska.pl/

Życie prywatne Wajda miał urozmaicone. Żenił się 4 razy. Ma córkę  Karolinę 
z drugiego małżeństwa z aktorką Beatą Tyszkiewicz. Mistrz przed swoją śmiercią  
był widziany na festiwalu filmowym w Gdyni 24 września 2016 roku. 

Został pochowany obok swojej matki na cmentarzu na krakowskim Salwadorze.

Ania Przybylska, 1A

               

czwartek, 11 czerwca 2015

Chcę dostać Oscara i już!



Chcę dostać Oscara i już!


Każdy z nas chce być doceniany, chce piąć się na szczyt, często nie zważając na przeciwności. Chcemy być lepsi, ba - najlepsi! 

Chcemy sięgnąć gwiazd, choć nie ukrywajmy, że były już przykłady w historii człowieka, w których budowa konstrukcji aż do niebios nie skończyła się najlepiej… Kto by jednak spoglądał w przeszłość, gdy przed prawdziwym człowiekiem sukcesu już maluje się wizja zwycięskiego jutra. Ten ledwo widoczny, aczkolwiek istniejący w dalekiej odległości horyzont ma zapewne przed sobą wielu artystów decydujących się na wzięcie udziału w filmowym przedsięwzięciu. Nie bacząc na to, czy jest się reżyserem, aktorem czy muzykiem, w głębi każdej ludzkiej duszy znajduję się na dnie nutka próżności (Drogi czytelniku! Nie próbuj zaprzeczać, bo Matka Teresa była tylko jedna), która staję się olejem napędowym silnika sławy. I tak jak fanatycy samochodów mają swoje Porsche, a wielbicielki torebek śnią o małej, czarnej Chanelce, tak i ludzie filmu spędzają godziny na rozmyślaniu: jakby tu zdobyć Oscara??? 


Hmmm… przekupić?- może, może, ale co jeśli gazety się dowiedzą, 
opiszą mnie i… będę skończony/a! Wykluczone! To może rozpłaczę 
się i powiem jak bardzo, bardzo mi zależy, to mi dadzą z litości?! 
Nie, przecież nie mogę się tak poniżyć… 
W takim razie co zrobić, aby zdobyć tą piekielną statuetkę?



Źródło fotografii: rotundamedia.com.au
Zasięgnąwszy informacji u niezastąpionego wujka Google, usłyszałam następującą odpowiedź. Teraz proszę o skupienie wszystkich, którzy po cichu albo i całkiem głośno dumają o aktorskim Oscarze. Jest wiele, dróg, co prawda zawiłych, ale i zróżnicowanych, dlatego już na samym początku pragnę dodać otuchy tym, którzy jeszcze przed chwilą wycierali koronkową chusteczką spływające po policzkach łzy. Teraz jedynie głęboki oddech i… czas ukazać światu odwiecznie skrywany sekret, a właściwie sekrety. Wyjawię Wam trzy, ale wiedzcie, że nie są one jedyne (Holokaust wraz ze swoją drastycznością jeszcze nigdy nie zwiódł, ale dziś czas na inne perełki): 

1. Zmień się! 

Jest to metoda, która polega na zdecydowanej metamorfozie. Wytyczna jest tylko jedna, poświęć się dla roli i spraw, by ludzie otworzyli usta ze zdziwienia. W ramach tego sposób masz spore pole do popisu:

- schudnij
- przytyj
- zbrzydnij

Czy wspominałam już jakie to proste? Tylko spójrz i uwierz, że Ty też jesteś w stanie wziąć się za siebie i… zbrzydnąć?! Tak, chcesz Oscara to cierp! Przecież szacunek społeczeństwa, przychylność krytyków i zdjęcie ze złotym cackiem w ręce musi mieć swoją cenę. Jeśli jednak mimo usilnych prób, nadal masz świetną sylwetkę, a twoja skóra nie ma zamiaru stracić blasku. Próbuj z następną techniką. 

Matthew Mcconaughey. Źródło fotografii: http://www.flesik.pl

2. Wciel się w autentyczną postać! 

Wystarczy się rozejrzeć, a wokół już same potencjalne kreacje. Nie czekaj, aż ktoś życzliwie napisze Ci rolę, sam się za to zabierz, a tutaj to naprawdę łatwizna. Scenariusz już masz, wystarczy go spisać, a być może już niedługo dołączysz do grona gwiazd, które zdobyły statuetkę za historyczne role? Meryl Streep, Colin Firth, Eddie Redmayne, a właściwie  Margaret Thatcher, król Jerzy VI i Stephen Hawking. Świat jest pełen inspiracji, tylko zacznij je dostrzegać albo wracasz do punktu wyjścia (gorliwy lament z haftowaną chusteczką). 

Meryl Streep. Źródło fotografii: www.telegraph.co.uk

3. Chwyć ludzi za serce! 

Pokazując swój talent, podczas wcielania się w postać chorą, zmagającą się nie tylko ze schorzeniem, ale także ludźmi, a czasem i całym światem. Walcz jako bohater, by jak najbardziej oswoić się ze śmiercią i iść jej na spotkanie z odwagą. Podążaj za wielkimi: Tomem Hanksem ("Filadelfia") czy Julianne Moore ("Still Alice"). Nie bój się otworzyć, bo świat czeka na Ciebie. Także ta złota statuetka, może już niedługo zacząć mienić się w Twoich dłoniach, choć akurat w tej technice traci ona jakoś swoje magiczne właściwości i ustępuje szacunkowi do człowieka jako organizmu żywego, który kocha, cierpi i umiera. Tutaj możesz zdobyć coś znacznie cenniejszego, wystarczy, że swoje ogromne skrzydła skupisz pod bawełnianym płaszczem i pozwolisz im grać pierwsze skrzypce przy innej okazji, koncentrując uwagę na postaci, a nie jej samym sobie. Po prostu usuń się na drugi plan…

Tom Hanks. Źródło fotografii: www.movieforums.com

Dobra, dobra wiem (doskonale pamiętam o tej próżności) zrobiło się już sentymentalnie i prawdziwie, a przecież tekst nie ma być kryterium słuszności, tylko proszkiem do pieczenia, który po zmieszaniu z ciastem, pobudza je do wzrostu! Dlatego jeśli jeszcze nie zacząłeś obżerać się chipsami w rozciągliwych dresach, czytać biografii osobistości albo przygotowywać się do komediowej roli śledząc poczynania polityków (czyż nie byliby świetnym materiałem na oscarową komedię?), to chociaż prześledź swoją historię chorób u lekarza rodzinnego. Jeśli nadal nie czujesz się przekonany, to ponownie wróć do punktu wyjścia i zastanów się czy ten żarliwy lament, nie jest jednak Twoim przeznaczeniem? Ewentualnie istnieje jeszcze jedna najbardziej utajona opcja. W grzecznej i posłusznej modlitwie zapytaj Pana Boga czy nie mógł by Cię na chwilę zrobić Meryl Streep albo Tomem Hanksem, chyba masz największe szansę na zgarnięcie nagrody, choć z drugiej strony siła determinacji jest nieodkryta, szczególnie jak się chce dostać Oscara…


                                                                                             Ewa Orzechowska, 1D



Bibliografia:



piątek, 5 czerwca 2015

Recenzja filmu "Piękny umysł"



"Piękny umysł"



Wiele osób w swoim życiu odczuwa pragnienie osiągnięcia czegoś niezwykłego. Czegoś, co sprawi, że ich nazwisko rozpoznawalne będzie na całym świecie. Czegoś, co zapewni im szacunek i dobrą opinię społeczeństwa. Marzenia te ziszczają się jednak tylko niewielkiej garstce ludzi, ludzi utalentowanych i zdeterminowanych, by osiągnąć sukces, poświęcających dużą ilość czasu na poszukiwanie sposobu, który pozwoli im na zabłyśnięcie, wyróżnienie się w jakiejś dziedzinie. 


Źródło ilustracji: www.filmweb.pl

Takim właśnie człowiekiem był Amerykanin, matematyk i ekonomista John Nash, osoba której poświęcony został zainspirowany wydarzeniami z jego życia film biograficzny wyreżyserowany przez Rona Howarda. Film oparty został na książce Sylvii Nasar „Piękny umysł”, będącej biografią matematyka. Nash od początku swojej kariery na uniwersytecie Princeton wierzył, że dzięki ciężkiej pracy i wielogodzinnym, prowadzonym samodzielnie i konsekwentnie badaniom uda mu się osiągnąć upragniony sukces i wyprzedzić swoich kolegów w pogoni, swego rodzaju wyścigu o stypendium naukowe upoważniające do wstępu na prestiżową bostońską uczelnię- MIT. Młody matematyk szukając rozwiązania myśli, teorii jaka od niedawna kształtującej się w jego głowie, całkowicie zatraca się w poszukiwaniach, zatracając niemal kontakt ze światem, zagłębiając się w najgłębsze zakątki swojego umysłu. Wszystko po to, by wpaść na oryginalny pomysł, który niechybnie otworzyłby przed nim drzwi do kariery naukowej, o której śni się niejednemu młodemu człowiekowi. Owe samotne badania zaowocowały odkryciem „teorii równowagi Nasha”, podważającej uznawane wtedy za poprawne przez blisko 150 lat założenia Adama Smitha. Matematyk, dzięki swojemu osiągnięciu, otrzymuje więc upragnione miejsce na MIT, gdzie nieco później, wraz z dwoma kolegami rozpoczyna pracę. 

We współczesnym świecie popularne jest przekonanie, iż osoba zdolna, bardzo wybitna, posiadająca pewnego rodzaju dar do dostrzegania w jakiejś dziedzinie rzeczy, na które inni nie zwracają uwagi, często płaci za ten dar dużą cenę - jest w życiu samotna, nieszczęśliwa, bywa odizolowana od społeczeństwa. Niestety stereotyp ten po części sprawdza się w przypadku głównego bohatera „Pięknego umysłu”. Już na uniwersytecie John Nash staje się ofiarą schizofrenii. 


Źródło ilustracji: www.filmweb.pl

Dziś wiele osób słysząc termin „choroba psychiczna” odczuwa przede wszystkim strach. Zapewne można wytłumaczyć to wszelakimi informacjami pojawiającymi się w Internecie, telewizji, radiu. Akcja wielu filmów grozy i horrorów rozgrywa się przecież w szpitalach psychiatrycznych, głośno mówi się o przestępstwach popełnianych przez osoby niepełnosprawne umysłowo. Słowo „schizofrenia” definiuje „zaburzenie postrzegania samego siebie i otaczającego nas świata”.* Co istotnie stało się w przypadku Nasha. Matematyk obsesyjnie zagłębiony w naukową rzeczywistość, traci niemal zupełnie kontakt ze światem, doświadcza halucynacji i urojeń. W trudnej walce z chorobą pomaga mu jego żona - studentka fizyki uniwersytetu MIT, na którym młodzi się poznali. Film „Piękny umysł” nie budzi natomiast powszechnie kojarzonej z rozwojem choroby psychicznej grozy, lecz pozwala na lepsze i bardziej dogłębne zrozumienie przyczyn powstawania schizofrenii.

Pierwszą rzeczą jaka zwraca uwagę oglądającego film są doskonale dobrane kostiumy i godna wyróżnienia charakteryzacja aktorów. Pierwszą scena filmu rozgrywa się bowiem na uniwersytecie Princeton w roku 1947, film kończy natomiast przepiękna i wzruszająca scena na uniwersytecie MIT w latach dziewięćdziesiątych. Dzięki doskonałej pracy kostiumografów i makijażystów film porywa widza w świat XX wieku.

Źródło ilustracji: www.film.org.pl

Za godną uwagi należy również uznać grę aktorów - w szczególności Russela Crowe wcielającego się w główną postać skomplikowanego i pełnego wewnętrznych sprzeczności schizofrenika walczącego z nawrotami choroby i uczącego się żyć nie dostrzegając urojeń i halucynacji jakie podsuwa mu umysł oraz wyróżnioną za odtworzenie postaci Alicji Nash Oscarem i Złotym Globem w kategorii „najlepsza aktorka” Jennifer Connelly. Kobieta wciela się w „Pięknym Umyśle” we, wbrew pozorom bardzo skomplikowaną postać - osobę, która przysięgła do końca życia kochać człowieka obarczonego, jak się potem okazało, bardzo ciężką chorobą. Kobieta staje się bezradna wobec urojeń, halucynacji i fałszywych przekonaniach co do rzeczywistego stanu rzeczy męża prowadzących do licznych napadów lęku lub agresji matematyka. Kiedy, po powrocie ze szpitala psychiatrycznego, do którego został wysłany z powodu podjętej przez własną żonę inicjatywy, zmuszony do łykania licznych tabletek, które, jak określa je cierpiący na schizofrenię, nie pozwalają mu pracować, Nash traci chęć do życia i decyduje się na ich odstawienie, co prowadzi do nawrotów halucynacji i urojeń, jego żona zmuszona jest utrzymywać rodzinę i być oparciem dla swojego męża, który bardzo jej potrzebuje. Odgrywanie tej nowej roli w strukturze swojej rodziny zdecydowanie nie jest dla niej zadaniem łatwym. Przecież kobieta wyszła za mąż za zdrowego, zdolnego do pracy mężczyznę, wybitnego matematyka, a nie osobę cierpiącą z powodu schizofrenii. Jennifer Connely doskonale radzi sobie z odegraniem roli osoby obdarzającej schizofrenika miłością, która pomaga mu walczyć ze stale dającą o sobie znać chorobą. Również gra Eda Harrisa, który, wcielając się w swoją postać miał przed sobą nie lada wyzwanie- musiał bowiem wcielić się w wytwór umysłu głównego bohatera zasługuje na wyróżnienie.

Kolejnym bardzo dużym atutem filmu jest muzyka - doskonale oddająca jego klimat i będąca swoistym dopełnieniem kreacji aktorów odgrywających zarówno role główne, jak i te drugoplanowe. Muzyka w wielu scenach filmu buduje również napięcie i wzmaga niepewność widza co sceny, która za kilka sekund rozegra się przed jego oczyma. Na szczególną uwagę zasługuje niepodważalnie piękny i wywołujący całą gamę emocji utwór „Kaleidoscope of Mathematics”. Przemyślanie i dobrze skomponowana muzyka do filmu potęguje wręcz radość płynącą z oglądania tego, co widzimy na ekranie oraz emocje temu towarzyszące.

Źródło ilustracji: www.pinterest.com

Dobrą stroną filmu są także jego dialogi. Za szczególnie wzruszające uważam słowa podziękowania, jakie John Nash skierował do swojej żony po otrzymaniu prestiżowej nagrody Nobla - wyrażały one wielką wdzięczność za cały czas, który kobieta poświęciła na walkę z jego chorobą i na wspieranie go, nawet w najtrudniejszych momentach.

Film podziwiam jednak przede wszystkim za zdolność składających się na niego scen do refleksji - nad walką z chorobami psychicznymi, nad życiem z osobą chorą na schizofrenię, jednak nie tylko. Gdy Johnowi udaje się opanować swoją chorobę na tyle, by móc rozmawiać z ludźmi, nawiązać z nimi pewnego rodzaju kontakt, relację, ogarnia go chęć spędzenia czasu na swoim starym uniwersytecie, w przyjaznym dla niego środowisku. Jednak stres związany ze zmianą otoczenia, z opuszczeniem domu chorego determinuje zwiększoną podatność matematyka na halucynacje i wkrótce, w drodze na uczelnię doświadcza on urojenia. Charakterystyczny jest również sposób chodzenia schizofrenika. To wszystko sprawia, iż idący za nim ścieżką studenci zaczynają naśmiewać się z niego oraz próbują naśladować charakterystyczny sposób poruszania się chorego. John odwraca się wówczas za siebie tylko po to, by usłyszeć salwy śmiechu. Myślę, iż jest to scena, która wielu ludzi skłoni do refleksji. W końcu ile osób dziś wyśmiewa się z ludzi chorych czy ułomnych, wydaje się nie zauważać, iż są to osoby walczące z poważnymi problemami? Współcześnie wiele ludzi zmaga się z chorobami psychicznymi, których we wczesnym stadium rozwoju pozostają niedostrzeżone. Tak było w przypadku Johna Nasha - jego urojenia pojawiły się przecież lata przed zdiagnozowaniem choroby, kiedy odbywał jeszcze naukę na uniwersytecie. Gdyby ktoś zainteresował się, zwrócił uwagę na chorego człowieka, być może nie doszłoby do konieczności umieszczenia Johna w szpitalu psychiatrycznym. Jedno jest pewne - osoby chore psychicznie potrzebują pomocy innych ludzi. John był pod tym względem „szczęściarzem”- miał żonę, kobietę będącą w stanie poświęcić dla niego całe swoje życie, kobietę, którą kochał. Jednak, to, co uderzyło mnie najbardziej oglądając ten film, to myśl ile osób chorych na schizofrenię, żyjących w różnych krajach na całym świecie musi walkę z tą chorobą podejmować samotnie. Walkę, której wynik w takich przypadkach jest często z góry przesądzony… 

Film, pomimo iż może wydawać się obrazem smutnym i dramatycznym opowiada przede wszystkim historię człowieka, który walkę ze schizofrenią wygrał - John Nash obecnie wykłada na uniwersytecie, na który sam niegdyś uczęszczał. Został laureatem nagrody Nobla. Ma rodzinę. Wiedzie życie szczęśliwe u boku osób, które darzą go bezgraniczną miłością. Film, choć nie należy do „łatwych”, jest zatem zdecydowanie wart obejrzenia.


                                                                                                 Natalia Krajewska, 1D



*Definicja pochodzi ze strony