piątek, 5 czerwca 2015

Recenzja filmu "Piękny umysł"



"Piękny umysł"



Wiele osób w swoim życiu odczuwa pragnienie osiągnięcia czegoś niezwykłego. Czegoś, co sprawi, że ich nazwisko rozpoznawalne będzie na całym świecie. Czegoś, co zapewni im szacunek i dobrą opinię społeczeństwa. Marzenia te ziszczają się jednak tylko niewielkiej garstce ludzi, ludzi utalentowanych i zdeterminowanych, by osiągnąć sukces, poświęcających dużą ilość czasu na poszukiwanie sposobu, który pozwoli im na zabłyśnięcie, wyróżnienie się w jakiejś dziedzinie. 


Źródło ilustracji: www.filmweb.pl

Takim właśnie człowiekiem był Amerykanin, matematyk i ekonomista John Nash, osoba której poświęcony został zainspirowany wydarzeniami z jego życia film biograficzny wyreżyserowany przez Rona Howarda. Film oparty został na książce Sylvii Nasar „Piękny umysł”, będącej biografią matematyka. Nash od początku swojej kariery na uniwersytecie Princeton wierzył, że dzięki ciężkiej pracy i wielogodzinnym, prowadzonym samodzielnie i konsekwentnie badaniom uda mu się osiągnąć upragniony sukces i wyprzedzić swoich kolegów w pogoni, swego rodzaju wyścigu o stypendium naukowe upoważniające do wstępu na prestiżową bostońską uczelnię- MIT. Młody matematyk szukając rozwiązania myśli, teorii jaka od niedawna kształtującej się w jego głowie, całkowicie zatraca się w poszukiwaniach, zatracając niemal kontakt ze światem, zagłębiając się w najgłębsze zakątki swojego umysłu. Wszystko po to, by wpaść na oryginalny pomysł, który niechybnie otworzyłby przed nim drzwi do kariery naukowej, o której śni się niejednemu młodemu człowiekowi. Owe samotne badania zaowocowały odkryciem „teorii równowagi Nasha”, podważającej uznawane wtedy za poprawne przez blisko 150 lat założenia Adama Smitha. Matematyk, dzięki swojemu osiągnięciu, otrzymuje więc upragnione miejsce na MIT, gdzie nieco później, wraz z dwoma kolegami rozpoczyna pracę. 

We współczesnym świecie popularne jest przekonanie, iż osoba zdolna, bardzo wybitna, posiadająca pewnego rodzaju dar do dostrzegania w jakiejś dziedzinie rzeczy, na które inni nie zwracają uwagi, często płaci za ten dar dużą cenę - jest w życiu samotna, nieszczęśliwa, bywa odizolowana od społeczeństwa. Niestety stereotyp ten po części sprawdza się w przypadku głównego bohatera „Pięknego umysłu”. Już na uniwersytecie John Nash staje się ofiarą schizofrenii. 


Źródło ilustracji: www.filmweb.pl

Dziś wiele osób słysząc termin „choroba psychiczna” odczuwa przede wszystkim strach. Zapewne można wytłumaczyć to wszelakimi informacjami pojawiającymi się w Internecie, telewizji, radiu. Akcja wielu filmów grozy i horrorów rozgrywa się przecież w szpitalach psychiatrycznych, głośno mówi się o przestępstwach popełnianych przez osoby niepełnosprawne umysłowo. Słowo „schizofrenia” definiuje „zaburzenie postrzegania samego siebie i otaczającego nas świata”.* Co istotnie stało się w przypadku Nasha. Matematyk obsesyjnie zagłębiony w naukową rzeczywistość, traci niemal zupełnie kontakt ze światem, doświadcza halucynacji i urojeń. W trudnej walce z chorobą pomaga mu jego żona - studentka fizyki uniwersytetu MIT, na którym młodzi się poznali. Film „Piękny umysł” nie budzi natomiast powszechnie kojarzonej z rozwojem choroby psychicznej grozy, lecz pozwala na lepsze i bardziej dogłębne zrozumienie przyczyn powstawania schizofrenii.

Pierwszą rzeczą jaka zwraca uwagę oglądającego film są doskonale dobrane kostiumy i godna wyróżnienia charakteryzacja aktorów. Pierwszą scena filmu rozgrywa się bowiem na uniwersytecie Princeton w roku 1947, film kończy natomiast przepiękna i wzruszająca scena na uniwersytecie MIT w latach dziewięćdziesiątych. Dzięki doskonałej pracy kostiumografów i makijażystów film porywa widza w świat XX wieku.

Źródło ilustracji: www.film.org.pl

Za godną uwagi należy również uznać grę aktorów - w szczególności Russela Crowe wcielającego się w główną postać skomplikowanego i pełnego wewnętrznych sprzeczności schizofrenika walczącego z nawrotami choroby i uczącego się żyć nie dostrzegając urojeń i halucynacji jakie podsuwa mu umysł oraz wyróżnioną za odtworzenie postaci Alicji Nash Oscarem i Złotym Globem w kategorii „najlepsza aktorka” Jennifer Connelly. Kobieta wciela się w „Pięknym Umyśle” we, wbrew pozorom bardzo skomplikowaną postać - osobę, która przysięgła do końca życia kochać człowieka obarczonego, jak się potem okazało, bardzo ciężką chorobą. Kobieta staje się bezradna wobec urojeń, halucynacji i fałszywych przekonaniach co do rzeczywistego stanu rzeczy męża prowadzących do licznych napadów lęku lub agresji matematyka. Kiedy, po powrocie ze szpitala psychiatrycznego, do którego został wysłany z powodu podjętej przez własną żonę inicjatywy, zmuszony do łykania licznych tabletek, które, jak określa je cierpiący na schizofrenię, nie pozwalają mu pracować, Nash traci chęć do życia i decyduje się na ich odstawienie, co prowadzi do nawrotów halucynacji i urojeń, jego żona zmuszona jest utrzymywać rodzinę i być oparciem dla swojego męża, który bardzo jej potrzebuje. Odgrywanie tej nowej roli w strukturze swojej rodziny zdecydowanie nie jest dla niej zadaniem łatwym. Przecież kobieta wyszła za mąż za zdrowego, zdolnego do pracy mężczyznę, wybitnego matematyka, a nie osobę cierpiącą z powodu schizofrenii. Jennifer Connely doskonale radzi sobie z odegraniem roli osoby obdarzającej schizofrenika miłością, która pomaga mu walczyć ze stale dającą o sobie znać chorobą. Również gra Eda Harrisa, który, wcielając się w swoją postać miał przed sobą nie lada wyzwanie- musiał bowiem wcielić się w wytwór umysłu głównego bohatera zasługuje na wyróżnienie.

Kolejnym bardzo dużym atutem filmu jest muzyka - doskonale oddająca jego klimat i będąca swoistym dopełnieniem kreacji aktorów odgrywających zarówno role główne, jak i te drugoplanowe. Muzyka w wielu scenach filmu buduje również napięcie i wzmaga niepewność widza co sceny, która za kilka sekund rozegra się przed jego oczyma. Na szczególną uwagę zasługuje niepodważalnie piękny i wywołujący całą gamę emocji utwór „Kaleidoscope of Mathematics”. Przemyślanie i dobrze skomponowana muzyka do filmu potęguje wręcz radość płynącą z oglądania tego, co widzimy na ekranie oraz emocje temu towarzyszące.

Źródło ilustracji: www.pinterest.com

Dobrą stroną filmu są także jego dialogi. Za szczególnie wzruszające uważam słowa podziękowania, jakie John Nash skierował do swojej żony po otrzymaniu prestiżowej nagrody Nobla - wyrażały one wielką wdzięczność za cały czas, który kobieta poświęciła na walkę z jego chorobą i na wspieranie go, nawet w najtrudniejszych momentach.

Film podziwiam jednak przede wszystkim za zdolność składających się na niego scen do refleksji - nad walką z chorobami psychicznymi, nad życiem z osobą chorą na schizofrenię, jednak nie tylko. Gdy Johnowi udaje się opanować swoją chorobę na tyle, by móc rozmawiać z ludźmi, nawiązać z nimi pewnego rodzaju kontakt, relację, ogarnia go chęć spędzenia czasu na swoim starym uniwersytecie, w przyjaznym dla niego środowisku. Jednak stres związany ze zmianą otoczenia, z opuszczeniem domu chorego determinuje zwiększoną podatność matematyka na halucynacje i wkrótce, w drodze na uczelnię doświadcza on urojenia. Charakterystyczny jest również sposób chodzenia schizofrenika. To wszystko sprawia, iż idący za nim ścieżką studenci zaczynają naśmiewać się z niego oraz próbują naśladować charakterystyczny sposób poruszania się chorego. John odwraca się wówczas za siebie tylko po to, by usłyszeć salwy śmiechu. Myślę, iż jest to scena, która wielu ludzi skłoni do refleksji. W końcu ile osób dziś wyśmiewa się z ludzi chorych czy ułomnych, wydaje się nie zauważać, iż są to osoby walczące z poważnymi problemami? Współcześnie wiele ludzi zmaga się z chorobami psychicznymi, których we wczesnym stadium rozwoju pozostają niedostrzeżone. Tak było w przypadku Johna Nasha - jego urojenia pojawiły się przecież lata przed zdiagnozowaniem choroby, kiedy odbywał jeszcze naukę na uniwersytecie. Gdyby ktoś zainteresował się, zwrócił uwagę na chorego człowieka, być może nie doszłoby do konieczności umieszczenia Johna w szpitalu psychiatrycznym. Jedno jest pewne - osoby chore psychicznie potrzebują pomocy innych ludzi. John był pod tym względem „szczęściarzem”- miał żonę, kobietę będącą w stanie poświęcić dla niego całe swoje życie, kobietę, którą kochał. Jednak, to, co uderzyło mnie najbardziej oglądając ten film, to myśl ile osób chorych na schizofrenię, żyjących w różnych krajach na całym świecie musi walkę z tą chorobą podejmować samotnie. Walkę, której wynik w takich przypadkach jest często z góry przesądzony… 

Film, pomimo iż może wydawać się obrazem smutnym i dramatycznym opowiada przede wszystkim historię człowieka, który walkę ze schizofrenią wygrał - John Nash obecnie wykłada na uniwersytecie, na który sam niegdyś uczęszczał. Został laureatem nagrody Nobla. Ma rodzinę. Wiedzie życie szczęśliwe u boku osób, które darzą go bezgraniczną miłością. Film, choć nie należy do „łatwych”, jest zatem zdecydowanie wart obejrzenia.


                                                                                                 Natalia Krajewska, 1D



*Definicja pochodzi ze strony 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz