środa, 21 grudnia 2016

ILUZJONISTA, czyli od zera do bohatera



„Iluzjonista” to film w reżyserii Neila Burgera z 2006 roku. Został stworzony na podstawie opowiadania
„Eisenheim the Illusionist” laureata Nagrody Pulitzera, Stevena Millhausera. Film możenie jest znany tak dobrze
jak słynny „Harry Potter”, czy chociażby „Titanic”, ale mimo wszystko warto poświęcić mu uwagę chociażby
ze względu na specyficzny klimat, który przedstawia.
 
Źródło ilustracji: filmweb.pl
Wiedeń, próg XX wieku. Poznajemy historię wyjątkowo uzdolnionego magika – Eisenheima . Mężczyzna cieszy
się dość dużą popularnością, gdyż jego sztuczki są wyjątkowo realistyczne. Magik podbija serca wiedeńskiej
publiczności, dość szybko jeden z jego pokazów odwiedza wyjątkowo sceptyczny – wręcz gardzący wszelkiego
rodzaju sztuczkami – książę Leopold. Przyprowadza on na występ swoją narzeczoną, Sophie, która okazuje się być
dawną miłością Eisenheima. On oraz wybranka księcia zakochują się w sobie ponownie, lecz na drodze stoi
im status społeczny oraz to, iż Sophie jest zaręczona… A to dopiero początek kłopotów. Zakochani i zdesperowani,
magik i przyszła księżna tworzą plan, dzięki któremu mają uciec. Oczywiście zanim udaje im się dopiąć swego,
na drodze staje im pełno kłopotów, w tym inspektor Uhl, który dostał od zazdrosnego następcy tronu nakaz śledzenia
uzdolnionego czarodzieja.

Źródło ilustracji: filmweb.pl
O tym tytule można powiedzieć jedno – naprawdę ma swój klimat. Zdjęcia do filmu, wyglądające niczym
wyrwane z końcówki XIX czy początku XX wieku pełnią swoją rolę i wprowadzają w ten specyficzny okres
w dziejach. Fabuła – może nie jakoś szczególnie zaskakująca – też ma swój urok, i pomimo tego, że film nie trzyma
nas w napięciu przez cały czas, bardzo miło się go ogląda. Sztuczki Eisenheima również spełniają swoje zadanie.
Są zaskakujące i budzą w głowie widza pytanie „czy dałoby się to odtworzyć w dzisiejszych czasach?” Szczególne
wrażenie robią późniejsze triki z duchami, poza tym delikatne wplecenie wątku zaświatów do filmu znów potęguje
klimat tajemnicy i magii. Co wybredniejsi i bardziej wymagający maniacy filmów mogą przyczepić się, że sztuczki
wydają się być nierealistyczne, chociaż – przeszukując recenzje na filmwebie i czytając nieco artykułów na wikipedii
– możemy dostrzec, że spora część trików Eisenheima była bazowana na prawdziwych iluzjach optycznych i mechanizmach,
a „drzewo pomarańczowe”, które przewija się przez cały film naprawdę istnieje. Co prawda w filmie użyto efektów
specjalnych, nie zaś oryginalnych maszyn używanych w tego rodzaju sztuczkach, ale mimo wszystko wygląda to dobrze
i nie razi w oczy. Postacie nie są jakoś wyjątkowo skomplikowane, ale nie są też wykreowane na ostatnią chwilę.
Całość łączy się w całkiem przyjemne do oglądania dzieło filmografii, pozwalające zapomnieć na chwilę o stresach życia
codziennego i pozwalające na zatopienie się w świecie pełnym magii i iluzji. Jedną z niewielu rzeczy, do której można
się przyczepić w filmie, był dziwny śmiech Uhla na końcu – miał wyrażać radość z rozwiązania zagadki, lecz niestety
wydaje się być nie do końca adekwatny.

Źródło ilustracji: filmweb.pl
Podsumowując – „Iluzjonista” to dobry film do oglądania w zimne, jesienne wieczory ze szklanką herbaty w rękach.
Jest to jedno z tych dzieł kinematografii, które może nie jest cudem stulecia, ale spełnia swoją rolę jako miła do obejrzenia
historia o magiku. Warto go obejrzeć chociażby dla pięknych zdjęć i dla dobrego zakończenia, które co prawda
dla bardziej zaprawionych w boju filmomaniaków może okazać się banalne, ale dla osób, które oglądają filmy rzadziej
będzie całkiem ciekawe.


                                                                                                                                Anastazja Saletis, 1C


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz