czwartek, 29 grudnia 2016

„Mandarynki”


„Mandarynki” to gruzińsko-estońska koprodukcja z 2013 roku w reżyserii Zazy Urushadze, który jest również autorem
scenariusza, a także producentem. Film doceniony został przez krytyków i był mianowany m.in. do Złotego Globu
(Najlepszy film zagraniczny) i Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny, w której konkurował z polską „Idą”.

Źródło ilustracji: filmweb.pl
Akcja filmu dzieje się w 1992 roku, w środku wojny w Abchazji. Główny bohater – Ivo (w tej roli świetny Lembit Ulfsak)
jest starszym już stolarzem, mieszkającym w małej wiosce estońskich imigrantów, która opustoszała na skutek
wojny. Oprócz niego żyje tam już tylko jego przyjaciel Margus (Elmo Nüganen), plantator mandarynek. Ivo pomaga
mu w zbiorach robiąc skrzynki na owoce, kiedy wojna zagląda do ich wsi pod postacią dwóch ścigających się samochodów
– armii gruzińskiej i Czeczenów, którzy jako najemnicy walczą po stronie Abchazji. Dochodzi do strzelaniny, którą
przeżywa tylko dwóch z walczących – Czeczen Ahmed (Giorgi Nakashidze) i ciężko ranny Gruzin Nika (Mikheil Meskhi).
Ivo postanawia pomóc obojgu i opiekuje się nimi. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ pałają do siebie nienawiścią,
i obydwoje chcą pomścić martwych towarzyszy. Ivo stawia jednak sprawę jasno – żadnego przelewania krwi pod jego
dachem, więc chcąc nie chcąc muszą nauczyć się żyć razem.

Źródło ilustracji: filmweb.pl
Zazya Urushadze stworzył bardzo kameralny film, w którym tak naprawdę liczą się tylko cztery osoby, a reszta jest tłem
i postaciami bardzo pobocznymi. Większość akcji dzieje się w małym domku Ivo i na jego podwórku, a pomimo
faktu, że jest to film o wojnie, znajduję się w nim tylko trzy sceny balistyczne, z czego jedna to atak artylerii. Widz
ma skupić całą swoją uwagę na dramatis personæ i na dynamicznie zmieniających się między nimi relacjach. Z drugiej
strony, chociaż walki tu mało, to wojna jest wyczuwalna w każdej sekundzie filmu. Patrole partyzantów, wojsk rosyjskich
i ciągły strach, czy nie przyjechali ograbić tego miejsca, a mieszkańców zabić trzyma widza w ciągłym napięciu. Świetne
zdjęcia oraz charakterystyczna gruzińska muzyka ma w sobie potężny ładunek zarówno idylli, jak i niepokoju,
wszystko w zależności od kontekstu. Niepokój jest również potęgowany przez niewiedzę, na dobrą sprawę nie wiemy
prawie nic o bohaterach filmu i każda, z pozoru błaha informacja, taka jak np. fakt, że Nika jest aktorem, który
poszedł na wojnę z patriotycznego obowiązku, a z kolei Ahmed aby zarobić pieniądze dla rodziny w Czeczenii, której
nie widział od lat, jest przez widza odbierana jak objawienie i rzeczywiście już nie trzeba więcej. Duża w tym zasługa
wybornych kreacji postaci, do których się przywiązujemy, do każdego z osobna i cieszymy się, gdy się dogadują.

Źródło ilustracji: filmweb.pl
„Mandarynki” nie jest stricte filmem antywojennym, jest to film o wojnie i ludzkich relacjach, o tym, że nawet
z największym wrogiem można się porozumieć. Ivo nie narzeka na wojnę, ponieważ wie, że nic by to nie zmieniło,
bo jest ona wpisana w historię człowieka. Stara się żyć uczciwie i spokojnie w nieuczciwych i niespokojnych
czasach. Konflikt może być rozumiany jako metafora ludzkiego życia. Wtedy film nabiera innego przesłania, jest to film
przeciwko ślepej nienawiści, propagujący dialog i próbę zrozumienia drugiej strony w każdej sytuacji, nawet tej krytycznej.


                                                                                                                                      Paweł Dominiak, 1C
 


Bibliografia:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz