„Boyhood”
Życie każdego człowieka jest w jakiś sposób podobne. Podobnie wyrażamy emocje, podobnie zachowujemy się w obliczu różnych emocji, doznawania szczęścia i przeżywaniu porażek, mniejszych czy większych. Oglądając stare fotografie i filmy upamiętniające okres naszego dzieciństwa odczuwamy pewnego rodzaju sentyment, nie możemy uwierzyć, że ten czas jest już aż tak daleko za nami, że minął bezpowrotnie, że wszystko jest teraz tak bardzo inne, a za kilka lat jeszcze bardziej się odmieni.
|
Źródło ilustracji: www.filmweb.pl |
Jeśli coś jeszcze może wzbudzić uczucie owego sentymentu jest to bez dwóch zdań film „Boyhood”. Reżyserem filmu został Richard Linklater, reżyser znany z niebanalnych i nagradzanych na festiwalach oraz cieszących się uznaniem obrazów. Tym razem wpadł na inny, oryginalny pomysł…
„To będzie historia o relacjach między dzieckiem i rodzicami na przestrzeni 12 lat - od pierwszej klasy do ukończenia szkoły średniej. Nie potrafię w tej chwili powiedzieć, na ile mój bohater się zmieni, ale jestem przygotowany na każdą możliwość- włącznie z napisaniem scenariusza od nowa.”.* Projekt zapoczątkowany został poprzez niepowtarzalny pomysł nakręcenia filmu, pokazania życia tego samego bohatera przez 12 lat. Był to pomysł niebanalny i nieco szalony. Nie każdego reżysera stać na poświęcenie 12 lat na kręcenie tego samego filmu i nie wszystkich aktorów stać na wcielanie się w tę samą postać w tak długi czas. Ukazanie filmu w tak długiej perspektywie czasu umożliwiło widzom dojrzenie pełnego obrazu opowieści, historii życia pewnej, na pozór zwykłej i szczęśliwej rodziny…
Zostając rodzicem w bardzo młodym wieku, matka kilkuletniego wówczas Masona i jego starszej o rok siostry, Samanthy zmuszona zostaje przerwać studia. Niestety, jej nieudany związek z ciągle nieobecnym ojcem dzieci oraz niezadowolenie z jakości życia popychają ją do decyzji o przeprowadzce. Wraz z dziećmi przeprowadza się do Houston, gdzie otrzymuje szansę na zdobycie dyplomu. Odnajduje także miłość- zakochuje się z wzajemnością. Wydaje się, że odnalazła szczęście- niestety nie na długo…
Film, choć mógłby wydawać się smutny i przytłaczający opowiada o rodzinie, która mimo, że nie jest cały czas w tym samym miejscu, razem, gotowa by się wspierać, odnajduje się w świecie pełnym bólu i nienawiści, pełnym problemów, które narastają, stają się większe wraz z dorastaniem dzieci. W opowieści tej dużą rolę odgrywają zdarzenia losowe, zdarzenia, na które człowiek nie ma żadnego wpływu. Ile razy, gdy coś się nie udaje, mamy ochotę „zwinąć się w kłębek” i płakać? Smutek i żal a nawet strach, wszystkie uczucia, których w życiu doznawali członkowie tej rodziny, doprowadziły obydwoje dzieci w miejsce, gdzie znalazły się na końcu filmu- na uniwersytet. Jest to opowieść o niepoddawaniu się przeciwnościom losu, walczeniu o swoje miejsce na świecie i szukaniu swojego przeznaczenia.
|
Źródło ilustracji: blogs.indiewire.com |
Pierwszą, bardzo dużą zaletą filmu jest pojawiająca się w nim muzyka. Są to nie tylko utwory muzyki poważnej, lecz także popularne w owym roku piosenki, co pokazuje, że nawet muzyka popularna może budować nastrój filmu, jeśli tylko jest zmontowana w odpowiedni sposób. Piosenki oraz melodie stanowiły w jakiś sposób swoiste dopełnienie filmu, sprawiały, że obrazy, które można było dostrzec na ekranie ożywały jeszcze bardziej, stawały się realne i rzeczywiste. Muzyka choć nie była eksponowana w bardzo dużym stopniu, stanowiła bardzo subtelne i delikatne tło historii, była zauważalna, co zrobiło na mnie naprawdę duże wrażenie.
Aktorzy grający w filmie zostali dobrani bardzo dobrze- każdy z nich odegrał powierzoną sobie, nawet najmniejszą rolę w sposób godny uznania i zasługujący na uwagę publiczności i krytyków filmowych. Dzięki obsadzie złożonej z utalentowanych, lecz nie kontrowersyjnych i wulgarnych aktorów, można było całkowicie poświęcić się podziwianiu całokształtu filmu, nie „gry jednego aktora”. Na uwagę zasługuje jednak występ Patricii Arquette, w roli matki Masona i Samanthy- aktorka znakomicie oddała wszystkie emocje, jakie towarzyszyć mogą samotnej matce, próbującej pogodzić karierę zawodową z wychowaniem dwójki dzieci.
|
Źródło ilustracji: kulturalnie.blogspot.com |
Kolejną kwestią zasługującą na uwagę jest fakt, iż jednym z najbardziej popularnych ostatnimi czasy zabiegów stosowanych w filmach jest dobieranie dwóch, podobnych do siebie aktorów- jednego do zagrania starszej wersji danego bohatera a drugiego, naturalnie młodszego, do oddania młodszej „wersji” danej osoby. Zabieg ten nie został wykorzystany w filmie „Boyhood”. Jako, że czas opowieści wyniósł aż 12 lat, aktorzy, mimo ubiegu lat i starzenia się granych przez siebie ról pozostawali tacy sami. Dzięki temu można było poczuć pewną wieź z oglądaną na ekranie postacią oraz typowymi dla niej przez 12 lat kręcenia filmu zachowaniami- widz może poczuć, że ogląda życie danej osoby, najpierw, u początku filmu małego, bezbronnego dziecka, później zbuntowanego nastolatka, by w końcu ujrzeć wkraczającego w akademickie życie studenta. Zostawiając postać w momencie rozpoczęcia studiów nawet widz filmu, szczególnie osoby posiadające już dorosłe dzieci, odczuwać będzie ogromną sympatię i swego rodzaju sentyment. Młodszego widza natomiast obraz ten zostawi wypełnionego pytaniami o przyszłość- czy tak będę wyglądać, gdy opuszczę dom, by wreszcie zaznać swojego, niezależnego życia? Czy warto tak bardzo czekać na ten moment wolności, czy może należy się go bać, bo wszystko nagle staje się tak bardzo poważne i odległe od życia, które dotychczas znaliśmy?
Źródło ilustracji: whysoblue.com
Bardzo pozytywnie oceniam także fabułę filmu- można by powiedzieć, że to zwykły film o życiu i że nie ma tu za bardzo na co patrzeć ani czego oglądać- nic bardziej mylnego.Każdy w życiu zmaga się z jakimiś problemami, niektóre są duże, inne małe. Nie wszyscy jednak potrafimy zachować to, co mimo wszystko widzimy oglądając film „Boyhood”- optymizm. Główny bohater filmu, Mason zmaga się z najróżniejszymi problemami- od tychw szkole zaczynając, na problemach prywatnych kończąc. Chce jednak przede wszystkim odnaleźć w życiu jakiś sens, robić w nim to, co kocha. Od dzieciństwa obserwował błędy które popełniła w życiu jego mama- i zdecydował, że zrobi wszystko by ich nie powtórzyć.
Jeśli można coś wynieść z błędów swoich najbliższych, z błędów przyjaciół i członków rodziny, to tylko lekcję. Błędy te są bowiem po coś. Są po to, by czerpać z nich naukę i by z całego serca starać się ich nie powtarzać. Film porusza wszystko, wszystkie problemu, jakich w życiu doświadcza człowiek: z jednej strony na ekranie widać Masona i Samanthę, dwoje nastolatków starających się za wszelką cenę zbuntować, okazać swoją niezależność i pokazać, że chcą czymś się wyróżnić, być kolorowym kawałkiem czarno-białego społeczeństwa, z drugiej natomiast widzimy ich mamę- coraz starszą kobietę starającą się za wszelką cenę połączyć koniec z końcem, martwiącą się o przyszłość swoich dzieci i swoją, próbującą odpowiedzieć sobie na pytanie „czy jestem szczęśliwa?”. Ojciec Masona i Samanthy jest nieobliczalny, stara się być dobrym ojcem dla swoich pociech, jednak nie chce się ustatkować, stale zajmować się dziećmi. Film porusza również temat pierwszej miłości i stara się odpowiedzieć na pytanie czy ludzie o dwóch, na pozór kompletnie różnych charakterach mogą być razem i obdarzać się uczuciem prawdziwej miłości? Na ekranie widzimy także rozterki młodych bohaterów związane z wyborem collegu, pójściem na studia, strachem przed przyszłością, przed tym, co nieuniknione.
|
Źródło ilustracji: topsycrett.blogspot.com |
Na uwagę zasługuje również kwestia bardzo dobrze napisanych dialogów do filmu. Jak przyznaje sam reżyser filmu, wiele z nich opartych było na improwizacji aktorów- w ten sposób dało się uzyskać pewnego rodzaju niepowtarzalność i oryginalność filmu oraz naturalność rozgrywających się na ekranie scen. Na uwagę zasługują słowa wypowiadane przez Patricię Arquette, odgrywającej rolę mamy Masona, podczas gdy widzi swojego syna gotowego do wyjazdu do Collegu, gotowego rozpocząć własne życie. Kobieta, płacząc wypowiada wówczas słowa: „myślałam, że w życiu czeka mnie więcej” wspominając wszystko czego dotychczas doświadczyła. Nakłania to oglądającego film do przemyślenia, czy nie żałuje niczego, co mógł lecz czego zdecydował się nie zrobić? Czy zrobił w życiu wszystko, by być szczęśliwym? Nie można bowiem czekać na to, aż życie uczyni nas szczęśliwymi. Na szczęście trzeba sobie zapracować.
Film zostawił mnie pod ogromnym wrażeniem możliwości dzisiejszej kinematografii, wprawił w nieco filozoficzny nastrój, lecz przede wszystkim- wzruszył. Jest to bowiem piękna historia którą każdy- niezależnie od wieku czy gustu lub upodobań filmowych- powinien obejrzeć. Gdybym miała ocenić film w mojej indywidualnej skali od 1 do 10, bez wahania otrzymałby on ode mnie najwyższą notę.
Natalia Krajewska klasa, 1D
* Cytat pochodzi z książki „Boyhood” dołączonej do filmu