sobota, 21 stycznia 2017

Dorian Gray - recenzja konkursowa



„Dorian Gray”



Fascynacja młodością to temat, który niezwykle często pojawia się w tekstach kultury. Warto zastanowić się dlaczego.
Ludzie nie są w stanie pogodzić się ze swoją śmiertelnością i nietrwałą strukturą ciała. Wypierają ze swojej świadomości
fakt, że kiedyś będą musieli pożegnać się ze pięknem witalnym i zrezygnować ze wszystkich przyjemności, które
się z tym faktem łączą. Wydaje się, że topos ten został omówiony we wszystkich aspektach i nie ma potrzeby tworzenia
kolejnego dzieła, które poruszałoby tę tematykę. A jednak w 2009 roku powstał film, będący adaptacją książki Oscara
Wilde'a pt. „Portret Doriana Graya”, którego celem było jeszcze szersze przedstawienie kultu młodości.


Źródło ilustracji: filmweb.pl

Można snuć przypuszczenia, że tytuł filmu nie pokrywa się z tytułem książki, gdyż reżyser chciał podkreślić odrębność
tych dzieł i zapowiedzieć, że jest ono tylko inspirowane twórczością Wilde'a, a nie stanowi jego kopii. Ta recenzja również
ocenia film pt. „Dorian Gray” jako indywidualny podmiot. Nie jest moją intencją wskazywanie różnic i podobieństw pomiędzy
literaturą, a filmografią.

Fabuła filmu opiera się na losach atrakcyjnego młodzieńca, Doriana Graya. Gdy pierwszy raz pojawia się na ekranie,
jest przedstawiony jako niewinna osoba. Wkrótce poznaje go malarz, który zafascynowany urodą Doriana, postanawia
stworzyć jego portret. Znajomość z lordem Wottonem sprawia, że Gray zaczyna się zmieniać. Młodzieniec staje
się aroganckim mężczyzną, na każdym kroku wykorzystującym swoją atrakcyjność. Sprzedaje duszę diabłu, który oferuje
mu nieśmiertelność. Ich układ dopełnia się. Jednakże każdy grzech Doriana, znajduje swoje odbicie w jego portrecie.

Z pewnością fabuła ma duży potencjał, który niestety nie wykorzystano. Odnoszę wrażenie, że zostało to spowodowane
faktem, iż reżyser nie potrafił w sposób ciągły ukazać metamorfozy Doriana. Była ona przedstawiona schematycznie
i po pewnym czasie widz nabierał wrażenia, że sceny są po prostu powtarzalne. Najczęściej dotyczyło to momentów,
kiedy Gray znajdował się w domu publicznym. Niestety, muszę przyznać, że ciężko mi się było skupić na seansie.

Kolejnym aspektem jest scenografia, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Akcja toczyła się w klimatycznych
miejscach, wiernie odzwierciedlających realia ówczesnego Londynu. Warto podkreślić rolę oświetlenia, które często
w sposób nieoczywisty uwidaczniało perfekcjonizm twarzy Graya. Jasne i czarne kostiumy bardzo zgrabnie wizualizowały
kontrast pomiędzy obliczem Doriana, który prezentował światu, a tym, który ukrywał. Szczególnie utkwiły mi w pamięci
sceny, gdy nieskazitelny Dorian jadł wiśnię i dyskutował z towarzystwem, odziany w biały garnitur,a chwilę potem
w czarnym płaszczu skradał się w ciemnych uliczkach Londynu.


Źródło ilustracji: fanpop.com

Pomimo faktu, że niezwykle cenię sobie Bena Barnesa jako aktora, w tym filmie nie zaprezentował pełni swoich
umiejętności. Grał po prostu sztucznie, nie wykorzystywał potencjału swojej postaci. Jego metamorfoza mogłaby zostać
jeszcze lepiej odegrana- powinien wykreować kokieteryjnego, sensualnego i inteligentnego Doriana, który upajał się swoją
młodością. Niestety jednak, nie udało mu się to. Nieco lepiej wypadł Colin Firth, cyniczny mężczyzna o swobodnych obyczajach.

Nie uważam tego filmu za kompletny niewypał. Z pewnością nie. Mimo wszystkich niedociągnięć, które powyżej
zaprezentowałam, „Dorian Gray” to film, przekazujący prawdy uniwersalne. Człowiek zawsze będzie dążył do nieśmiertelności
i wiecznego piękna, jednakże cena, którą przychodzi mu za to zapłacić, może okazać się niewyobrażalnie wysoka. Czy warto?

                                                                                                                          Magdalena Słowińska, 1c


Bibligrafia: http://www.filmweb.pl/film/Dorian+Gray-2009-483446



Info o naszym projekcie realizowanym wspólnie z Filmoteką Szkolną
znajdziecie na naszym blogu tutaj.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz